Z marzeniami za rękę czyli lekkość języka...
Witam!
Zastanawialiście się kiedyś ile waży słowo? Jeśli mielibyśmy je klasyfikować to co miałoby być wyznacznikiem? Może przez długość, może przez znaczenie, a może przez wzgląd na pozycję społeczną. Czy to wszystko miałoby dla nas jakiekolwiek znaczenie? Jednego jestem pewna - moje słowa to będzie kilka mega więc jakiś algorytm na ww. działa.
Po zapianiu niezliczonej ilości kartek papieru zaczęłam wyrażać wagę moich słow ryzami. I wiecie co? Zanalazłam rozwiązanie! Siedzą w ciemnym zaułku moich myśli, na skrzyżowaniu marzeń z optymizmem znalazłam wielki bilbord: Ty, tak właśnie Ty, będziesz kreślić słowa. Rób to co kochasz. No niewiele myśąc usiadłam przed laptopem i piszę.
Niczym krach na giełdzie dostrzegłam, że te słowa jednak są ciężkie. Whobraźcie sobie, że kiedy nie mam przed sobą kalwiatury, w mojej głowie rodzą się całe setki pomysłów. Kiedy jednak przed oczami widzę wielką, białą kartkę, mój mózg odłącza część zwojów...
To zdecydowanie w tym momencie słowa zaczynają ważyć wiecej niż może się wydawać. To trochę jak walka Dawida z Goliatem, z jednej strony niemalże krzyczysz Mam tę moc! z drugiej jednak ta moc gór nie przenosi. Więc w czym tkwi problem?
Jeszcze jakiś czas temu pwoeidziałabym, że problemem jest brak pewności siebie. Teraz powiem, że po pierwsze niemoc twórcza czy brak składni to przede wszystkim nie problem, a jedynie chwilowy spadek sił, a po drugie to raczej jest to taki pstryczek od optymizmu. Trochę tak jak z loterią, wygrasz raz, drugi, trzeci i myślisz, że jesteś mistrzem i kiedy już masz zamiar chwalić się całemu światu, jakim jesteś cud miód zwycięzcą okazuje się, że każdy los wygrywa. Optymista będzie dalej się cieszył, to oczywiste. I tak właśnie jest i ze słowem. Nigdy niie poddawaj się nie próbując. Pisz czasem bez sesu ale pisz tyle, by słowa zaczęły mieć wagę.
Będąc dzieckiem zapisywałam wszystko co mi ślina na język przyniosła. Nooo poza tym co musiałam zapisywać, bo chyba nikt nie lubi jak cały świat jemu rozkazuje czyż nie?